wtorek, 31 lipca 2018

Rozdział VII


Minął już miesiąc szkoły i chyba zaczęło do mnie docierać, że jest z nią coś nie tak. Poza tym nadal dręczą mnie myśli na temat tajemnicy, którą ukrywa przede mną Newt. Właściwie od dawna go nie widziałam. Codziennie czekam na niego o tej samej porze w parku, w miejscu gdzie zazwyczaj się spotykaliśmy, ale on nie przychodził. Było mi z tego powodu smutno. Znowu czułam się samotna.
Pewnego dnia, zaraz po przyjściu do szkoły, zostałam wezwana do dyrektora. Nie wiedziałam co zrobiłam, ale byłam pewna, że nie ma zamiaru mnie za nic chwalić.
Po dojściu pod jego biuro zapukałam.
- Proszę! - usłyszałam i weszłam.
- Dzień dobry. Wzywał mnie pan?
- Tak. Usiądź proszę. Musimy porozmawiać. - i wtedy zaczął gadać, że dziwi go ile mam energii, czy coś takiego. Ja jednak skupiłam się na tym, że zza uchylonych drzwi za jego plecami wydobywa się dziwne światło...
- ... Dobrze?
- Tak panie dyrektorze.
- W takim razie możesz już iść. - tak więc wyszłam i poszłam na swoje lekcje, ale ciągle myślałam o tym tajemniczym pokoju. Może to właśnie dyrektor zabiera nam energię? Ale przecież to niemożliwe... a może jednak? W takich myślach byłam pogrążona do końca dnia.
Gdy wróciłam do domu, jak zwykle była tylko Sam. Poszłam do pokoju i zrobiłam lekcje, a potem dałam je do sprawdzenia mojej guwernantce. Pomimo przyzwyczajenia, brakowało mi mamy. Myślałam, że po przeprowadzce będzie częściej w domu. Poszłam do siebie i znowu zaczęłam myśleć o tym, co dzisiaj zobaczyłam. Uznałam, że muszę to sprawdzić, jak tylko nadarzy się okazja.

Następnego dnia poszłam do Astry - mojej przyjaciółki, którą tu poznałam. Powiedziałam jej o tym co się wczoraj wydarzyło.
- Pomożesz mi to sprawdzić, prawda?
- Oczywiście. Tylko kiedy to zrobimy?
- Na przerwie obiadowej. Jest długa, a dyrektora nie ma wtedy w biurze.
- No dobra, ale mam przeczucie, że będą z tego kłopoty.
Jak postanowiłyśmy, tak zrobiłyśmy. Na długiej przerwie zakradłyśmy się do gabinetu dyrektora. Astra stanęła na czatach, a ja poszłam do tajemniczych drzwi. Niestety były zamknięte.
- Cholera! - krzyknęłam półgłosem
- Co się stało?
- Są zamknięte.
- To poszukaj klucza. Może jest w którejś z szuflad w jego biurku.
Zrobiłam co poradziła przyjaciółka. Na szczęście szuflady nie były zamknięte, a ja po dłuższej chwili znalazłam klucz do tajemniczych drzwi. Otworzyłam je i weszłam do pokoju. Na jego środku stała szklana kula, a w niej znajdowała się jakby mgła w różnych kolorach. Zatkało mnie. Nie wiedziałam co zrobić, a nawet trochę się bałam. Widziałam jak bardzo delikatna, prawie przezroczysta mgiełka w fioletowym kolorze płynie ode mnie do kuli. I gdyby nie głos Astry, która ogłosiła mi koniec przerwy, dalej bym tam stała. I kiedy miałyśmy już wychodzić zobaczyłam dyrektora. Było za późno. Ukryłyśmy się za wielkimi roślinami. Siedziałyśmy tam i myślałyśmy jak się wydostać. Jednak tego co zdarzyło się później, nikt nie mógł przewidzieć.

czwartek, 3 maja 2018

Rozdział VI



Po pysznych lodach, Newt odprowadził mnie pod dom. Wtedy umówiliśmy się jutro w parku o tej samej porze i pożegnaliśmy się.

Następnego dnia w szkole zauważyłam, że wiele osób wygląda jak zombie. Chodzili przymuleni, a ich twarze były bez wyrazu. Wyglądali jakby nie mieli na nic siły. Było to strasznie dziwne, chociaż ja sama czułam jak uchodzi ze mnie energia.

Po szkole czułam się zmęczona jak nigdy. Ta szkoła wysysa ze mnie energię. Dosłownie. Spojrzałam na zegarek. Za 30 minut mam się spotkać z Newtem, więc zaczęłam się zbierać. Po 15 minutach wyszłam i poszłam w stronę parku. Wiedziałam, że będę tam 10 minut przed czasem, więc na uszach miałam słuchawki i słuchałam moich ulubionych piosenek. Chciało mi się do nich tańczyć, ale się powstrzymywałam. Kiedy jednak doszłam do miejsca spotkania, zaczęła się piosenka, którą lubiłam najbardziej na świecie i nie mogłam do niej nie zatańczyć. Po skończeniu moich podrygów usłyszałam, że ktoś bije brawo. Momentalnie się speszyłam i zrobiłam czerwona. Spojrzałam się na osobę, która klaskała. Był nią nie kto inny jak Newt. Zdjęłam słuchawki i podeszłam do chłopaka.
- Nieźle tańczysz. - stwierdził.
- Dzięki - powiedziałam nadal lekko speszona.
- To co dziś robimy?
- Nie wiem.
- Jak to nie wiesz? Ty nie wiesz? - przedrzeźniał mnie chłopak
- Możemy po prostu pospacerować, chyba, że masz lepszy pomysł.....
- Nie! - krzyknął nagle Newt - To znaczy... spacer brzmi spoko. - i zaczęliśmy spacerować. Chłopak był cały czerwony, ale uznałam, że nie będę go o tym uświadamiać. Nagle coś sobie przypomniałam.
- Newt?
- Tak?
- Mógłbyś odpowiedzieć mi na jedno pytanie? - momentalnie zrobił się jeszcze bardziej czerwony.
- Jasne.
- Jak to jest możliwe, że ty i Sky władacie wodą, a Mika wywołuje szkielety? - jak skończyłam mówić, mina mu zrzedła
- Yyyyy..... Że co? - spytał zmieszany
- To co słyszałeś.
- Chyba coś musiało ci się przewidzieć. Takie rzeczy są niemożliwe. - powiedział wyraźnie podenerwowany
- A jednak wy to robiliście. Ale jak?
- Zupełnie nie wiem o czym mówisz. - stwierdził.
- Dlaczego nie chcesz mi powiedzieć?!? - podniosłam trochę ton swojego głosu.
- A jak tam w szkole? - próbował zmienić temat. Teraz byłam przekonana, że wie o co chodzi, ale chce to przede mną ukryć. Pytanie tylko dlaczego? Uznałam, że nie będę go dzisiaj tym dręczyć.
- Nadal dziwnie. Wszyscy uczniowie wyglądają jak zombiaki. I nadal mam wrażenie, że wysysa ze mnie energię.
- To strasznie dziwne.

wtorek, 17 kwietnia 2018

Rozdział V


Pierwszy dzień w szkole. Nie wiedziałam co mnie czeka. Bałam się, ale uznałam, że co mnie nie zabije, to mnie wzmocni. Wstałam, wykonałam poranną rutynę, założyłam mundurek i zeszłam na dół. Włosy miałam upięte w kucyk. Weszłam do kuchni i zobaczyłam karteczkę, na której było napisane: "Musiałam coś załatwić na mieście. Na stole masz śniadanie. Sam". Spojrzałam na zegarek. Za dziesięć minut miałam autobus, więc chwyciłam torbę i śniadanie, po czym wyszłam i skierowałam swoje kroki na przystanek.
W pół do ósmej byłam w szkole. Po wejściu do budynku, poczułam coś dziwnego, ale zignorowałam to. Poszłam zobaczyć rozpiskę klas. Byłam w gimnazjalnej 3B. Kiedy wiedziałam już, w której klasie jestem poszłam do gabinetu dyrektora. Zamieniłam z nim parę słów. Powiedział, że po apelu przy wejściu głównym będzie na mnie czekać jakaś dziewczyna, która mnie oprowadzi. Po rozmowie poszłam na salę gimnastyczną, gdzie miało nastąpić rozpoczęcie roku szkolnego.
Na apelu ciężko było mi się skupić. Kiedy już myślałam, że ta katorga nigdy się nie skończy, dyrektor kazał rozejść się do klas. Ja wyszłam z sali ostatnia. Po opuszczeniu jej, skierowałam się do dziewczyny, która ewidentnie na mnie czekała. Przedstawiłyśmy się sobie na wzajem. Ma na imię Caroline. Oprowadziła mnie po całej szkole i mówiła, która sala jest od czego. Potem zaprowadziła mnie do klasy (akurat w trakcie godziny wychowawczej). Wychowawczyni przedstawiła mnie reszcie klasy, a potem zajęłam wolne miejsce na końcu sali. Czułam się dziwnie siedząc w klasie. Było to dla mnie coś nowego.
Po zakończonych lekcjach wróciłam do domu. Czułam się jakby uszła ze mnie spora część energii. Pod okiem Sam odrobiłam lekcje, a potem poszłam do parku z nadzieją, że spotkam chociaż jedną osobę z paczki. Po dłuższym spacerze, kiedy kierowałam kroki w stronę domu, niespodziewanie wpadłam na Newta.
- Cześć! - przywitał się chłopak
- Hejka! - odpowiedziałam
- Co tu robisz?
- Nie chciałam siedzieć w domu i postanowiłam, że się przejdę i zobaczę czy was tu nie ma. I oto jesteś ty.
- Spoko. Jak tam pierwszy dzień szkoły?
- W sumie okej. Zważając na to, że nigdy wcześniej nie chodziłam do szkoły...
- Serio??? Ale ci dobrze.
- Nie tak jak się wydaje. Jednak jest coś, co mnie dziwi w tej szkole.
- A co takiego?
- Miałam dziś niewiele lekcji, a czuję się jakby połowa energii wyparowała ze mnie.
- Może to przez nowe otoczenie i nieznaną sytuację.
- Może i tak. Przestańmy mówić o szkole. Cieszmy się dniem, oki?
- No dobra. To co chcesz robić?
- Pójdźmy na lody. Co ty na to?
- Brzmi przepysznie.

I z uśmiechami na twarzy poszliśmy do budki z lodami, mówiąc jednocześnie o swoich przeżyciach. Miałam jednak wrażenie, że chłopak coś przede mną  ukrywa. 

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Wszystkim osobom piszącym od jutra egzaminy życzę powodzenia! :)

wtorek, 10 kwietnia 2018

 Rozdział IV


Ostatni dzień wakacji. Szłam właśnie na spotkanie z paczką. Kiedy jednak dotarłam na miejsce spotkania, nikogo tam nie było. Po paru minutach zjawił się Newt.
- A gdzie Skye?
- Poszła gdzieś z Miką. Pewnie zaraz przyjdą. Dasz mi swój numer telefonu?
- Już ci przecież mówiłam, że ja nie mam telefonu.
- A no tak. Dlaczego go nie masz?
- Mama mi nie pozwala.
- Pozwala ci chodzić samej po mieście, a posiadać telefonu już nie?
- Dziwne, prawda?
- Strasznie. Nie masz czasem wrażenia, że tu nie pasujesz?
- Nawet nie wiesz jak często. Zawsze czuję się nie na swoim miejscu.
- Trochę słabo. Wierzysz w magię?
- Nie tyle wierzę, co mam nadzieję, że istnieje.
- A dzieje się wokół ciebie coś magicznego?
- Wątpię, ale każdy kto mnie poznaje mówi, że zawsze kiedy jestem obok to powraca mu nadzieja oraz wiara. Co w sumie jest dziwne.
- No trochę jest. Chociaż w sumie zanim tu przyszedłem, sam prawie straciłem nadzieję, ale jak znalazłem się obok ciebie, to wiara powróciła. - kiedy to powiedział zobaczyłam błysk w jego oczach. Chwilę później przyszła reszta przyjaciół. Miałam nadzieję, że spotkam ich jeszcze. Ale nie jestem przekonana, czy tak będzie. Możliwe, że to nasze ostatnie spotkanie. Wyjęłam z plecaka polaroida. Zrobiliśmy nim sobie kilka wspólnych zdjęć, a potem zrobiłam sobie jeszcze parę z każdym z osobna. Na każdym któreś z nich coś napisało, jednak powiedzieli, żebym przeczytała to dopiero jutro wieczorem. Chociaż zrobię to jak będę naklejać je na ścianę, czyli jeszcze dzisiaj.
Kiedy czytałam napisy na odwrotach - wzruszyłam się. Były tam takie rzeczy jak: "Nie poddawaj się", "Zawsze bądź sobą" czy "Nie zapomnij o Nas". Na większości były napisane najlepsze wspomnienia ze mną, a na jednym widniało "Nigdy cię nie zapomnę ". Było to zdjęcie moje i Newta. Postanowiłam, że po jednym podwójnym (ja i jeszcze jedna osoba) zdjęciu oraz jedno grupowe, nakleję sobie w szkolnej szafce.

sobota, 31 marca 2018

Rozdział III


Wstałam o ósmej rano, obudzona zapachem jajek, bekonu i tostów. Wykonałam poranną rutynę i popędziłam do kuchni. Śniadanie nie tylko pysznie pachniało, ale i równie dobrze smakowało.  Następnie czekało mnie sprawdzenie zadań z matematyki i angielski z moją guwernantką. Lekcje skończyłyśmy o trzynastej, a potem miałam czas wolny. Chwyciłam więc swoje wrotki i poszłam jeździć po mieście. Spędziłam na tym dwie godziny, po czym zrobiłam się trochę głodna, więc podjechałam do najbliższej budki i kupiłam sobie hot-doga, następnie usiadłam na ławce. Byłam w jakimś parku. Nagle zauważyłam Skye. Podjechałam do niej i przywitałam się.

- Hejka Skye!

- Cześć!

- Co robisz?

- Właśnie idę spotkać się z Miką i resztą paczki. Chcesz iść ze mną?

- Czemu nie. - i poszłyśmy. Po dotarciu na miejsce przywitałam się z Miką, a ona razem ze Skye przedstawiła mi resztę osób. Zaraz... jednego z nich widziałam wczoraj w Central Parku... Z resztą nie ważne. Było jeszcze trzech chłopaków i jedna dziewczyna. Pierwszy z nich miał na imię Mike. Był wysokim brunetem z fioletowymi oczami. Lekko umięśniony, obracał coś w rękach. Drugi z nich to Marcus. Średnio wysoki blondyn z uśmiechem i wzrokiem, jakby zaraz miał wykonać jakiś kawał. Trzeci z nich to Newt. Wysoki chłopak z czarnymi włosami i morskimi oczami (to właśnie jego wczoraj widziałam). Dziewczyna miała na imię Sophie. Jest ona blondynką o szarych oczach, mniej więcej mojego wzrostu. Wyglądała na skupioną.

- Czy my się już gdzieś nie widzieliśmy? - zapytał morskooki

- Wczoraj w Central Parku.

- A no tak. Czytałaś wtedy książkę.

- Tak - po tej krótkiej wymianie zdań, każdy opowiedział coś o sobie. Dowiedziałam się, że większość osób ma szesnaście lat. Tylko ja i Skye miałyśmy piętnaście. Newt jest bratem niebieskowłosej.

- A skąd to imię Skye? - zapytałam

- W sumie to przezwisko i wzięło się od koloru włosów. Mam takie od urodzenia i Newt zaczął mnie tak przezywać, kiedy miał pięć lat.

Do domu wróciłam koło dziewiętnastej. Po powrocie odrobiłam zadania, a potem była kolacja.

- Za tydzień koniec wakacji - powiedziała nagle moja mama

- I co w związku z tym? - zapytałam

- Trzeba kupić podręczniki i zeszyty. No i mundurek oczywiście.

- Będę chodzić do szkoły???? - odparłam zdziwiona

- Tak. Mnie niestety prawie w ogóle nie będzie w domu, więc Samantha (moja guwernantka) będzie musiała zajmować się domem. Oczywiście nadal będzie cię uczyć, ale w mniejszym stopniu. Poza tym musisz spędzać więcej czasu z rówieśnikami. - powiedziała moja mama, a potem poszła do swojego biura. Ja natomiast poszłam do siebie i zaczęłam sobie wyobrażać jak będzie wyglądało życie w szkole. Nie bardzo przejmowałam się tym, że mamy nie będzie w domu. Nawet jak była to i tak czułam się jakby jej nie było.



poniedziałek, 19 marca 2018

Rozdział II

Następnego dnia, wstałam ogarnęłam się i zeszłam na śniadanie. Nastawiłam się na typowy dla mnie dzień, czyli na naukę i czas wolny.

Dziś razem z guwernantką zajmowałyśmy się matematyką. Jak zwykle szła mi ona mozolnie, ale moja mama mówi, że to u nas normalne. Po czterech godzinach nauki miałam czas wolny. Postanowiłam wziąć książkę i pójść do parku. Wychodząc wpadłam na około dwudziestoletniego chłopaka. Wymamrotałam ciche przepraszam i wybiegłam z budynku. Po dotarciu do miejsca docelowego, usiadłam na ławce i zaczęłam czytać. Przeżywałam przygody z głównymi bohaterami, a słońce miło mnie ogrzewało. Nie zwracałam uwagi na to, co dzieje się wokół mnie, dopóki ktoś nie powiedział do mnie "cześć". Oderwałam się od powieści i spojrzałam w górę. Napotkałam tam wzrok chłopaka, który na oko mógł mieć piętnaście lub szesnaście lat.

- Hej - odpowiedziałam niepewnie

- Mogę się dosiąść?

- Czemu nie. - odpowiedziałam i wróciłam do czytania. Przez cały czas miałam wrażenie, że chłopak mnie obserwuje. Nagle rozległo się piszczenie budzika. Spojrzałam na zegarek, który wydając ten okropny dla ucha dźwięk, dał o sobie znać. Znaczyło to, że jest osiemnasta i muszę wracać do domu. Wstałam i już zaczęłam tam iść, gdy usłyszałam głos chłopaka.

- Gdzie idziesz?

- Do domu - odpowiedziałam i już miałam ruszyć dalej, gdy chłopak zadał kolejne pytanie

- W takim razie cię odprowadzę.

- Dziękuję, ale nie - odparłam i zaczęłam iść dalej

- To chociaż daj swój numer telefonu! - zawołał

- Nie mam telefonu! - odkrzyknęłam odwracając się, ale dalej idąc. Potem już nic nie odpowiedział. Zapewne zastanawiał się czemu ktoś, kto żyje w tej epoce nie ma telefonu. Ja go nie posiadam, gdyż moja mama się nie zgadza. Mówi, że to zbyt niebezpieczne, ale nigdy nie chce mi powiedzieć dlaczego.

Kiedy weszłam do domu, była w nim tylko moja nauczycielka, która oglądała telewizję. Przywitałam się z nią, po czym poszłam do swojego pokoju. Zaczęłam robić zadania z matematyki, które miałam zadane. Po zakończeniu tej czynności zabrałam się za kończenie książki. Skończyłam ją chwilę przed kolacją, która swoją drogą była przepyszna.
Po posiłku poszłam do siebie, wykonałam wieczorną toaletę i poszłam spać. Śnił mi się obóz letni, ale trochę inny niż zwykłe obozy. Była tam ścianka wspinaczkowa, z której płynęła lawa, obozowicze latali na pegazach, a satyrowie siedzieli na polach truskawek i grali na jakichś instrumentach. Chciałabym się tam znaleźć, ale takie miejsca nie istnieją...

niedziela, 11 marca 2018

Rozdział I

 
Obudziłam się pod drzewem, oparta plecami o pień. Grupki, którą widziałam wcześniej już nie było. Spojrzałam na zegarek i zobaczyłam, że jest pora obiadu. Wróciłam do domu i zjadłam pyszny posiłek.
- I jak, Alex? Widziałaś coś ciekawego?
- W sumie to byłam tylko w parku. Ale widziałam coś niezwykłego. Grupka nastolatków, na oko trochę starszych ode mnie siedziała sobie jakby nigdy nic. Jednak zauważyłam, że jeden z nich ma nad dłonią kulę z wody. Rzucił nią w dziewczynę, która siedziała na wprost. Ona mu potem oddała, a druga z nich wezwała szkielet.
- To bardzo niezwykłe. - stwierdziła moja nauczycielka.
- Jutro chcę pójść do sklepu. Będę mogła? - spytałam mamy.
- Oczywiście skarbie. Tylko uważaj na siebie. Mnie jutro nie będzie w domu, bo muszę załatwić coś na mieście.
- Dobra. To ja idę do siebie. - i poszłam do swojego pokoju. Wzięłam kartkę i ołówek. Zaczęłam rysować to co zobaczyłam. Było to tak niesamowite, że nawet nie wiem czy to naprawdę się wydarzyło. Może jutro też ich spotkam....


Następnego dnia, po śniadaniu poszłam do najbliższej galerii handlowej. Chodziłam tam po sklepach i patrzyłam czy nie ma czegoś ciekawego.
Nie mogłam niczego znaleźć, ale nadzieja jak zwykle mnie nie opuszczała. Widziałam grupy znajomych, którzy przyszli tu wspólnie spędzić czas. Zazdrościłam tym ludziom. Chciałabym mieć przyjaciół i móc się z nimi spotykać.
Po pewnym czasie takiego chodzenia weszłam do księgarni. Kupiłam jakąś książkę fantasy i ruszyłam do sklepu z rzeczami plastycznymi. Kiedy tak szłam zaczęłam rozmyślać nad tym co zdarzyło się wczoraj. Po około trzech minutach dotarłam do sklepu. Rozglądałam się za farbami, kredkami, pędzlami oraz płótnem. Kiedy chodziłam między alejkami przez przypadek na kogoś wpadłam. Była to jedna z tych dziewczyn, które wczoraj widziałam.
- Najmocniej przepraszam! - wypaliłam od razu.
- Nic się nie stało. - odpowiedziała - Czy my się już nie spotkałyśmy?
- Raczej nie....
- Zaraz - wtrąciła się jej koleżanka, którą dopiero teraz zauważyłam, co było dziwne, bo dziewczyna miała niebieskie włosy - Czy to nie ona przyglądała nam się wczoraj w parku?
- Rzeczywiście! Dlaczego tak właściwie to robiłaś?
- Raczej niecodziennie widzi się osoby, które władają wodą lub wywołują szkielety spod ziemi....
- Czekaj, ty to widziałaś?!
- Trudno takich rzeczy nie zauważyć.
- Jestem Mika, a to jest Sky. A ty?
- Alex.
- Chcesz się z nami gdzieś przejść?
- No jasne. - i poszłyśmy. Uznałyśmy, że pójdziemy do parku. Podczas naszej rozmowy zupełnie zapomniałam o wczorajszych zdarzeniach.


Po jakiejś godzinie opuściłam je i poszłam do domu. Po powrocie zjadłam obiad i poszłam do pokoju. Zaczęłam czytać. Tak mnie to wciągnęło, że nie zauważyłam kiedy zrobiła się pora kolacji.
- Poznałaś kogoś? - zapytała mama
- Tak. Dwie dziewczyny. Są o rok ode mnie starsze, ale fajnie się z nimi gada.
- To dobrze.
- Dobranoc mamo.
- Dobranoc skarbie. - powiedziała, a ja poszłam do siebie, wskoczyłam w piżamę i poszłam spać.