sobota, 31 marca 2018

Rozdział III


Wstałam o ósmej rano, obudzona zapachem jajek, bekonu i tostów. Wykonałam poranną rutynę i popędziłam do kuchni. Śniadanie nie tylko pysznie pachniało, ale i równie dobrze smakowało.  Następnie czekało mnie sprawdzenie zadań z matematyki i angielski z moją guwernantką. Lekcje skończyłyśmy o trzynastej, a potem miałam czas wolny. Chwyciłam więc swoje wrotki i poszłam jeździć po mieście. Spędziłam na tym dwie godziny, po czym zrobiłam się trochę głodna, więc podjechałam do najbliższej budki i kupiłam sobie hot-doga, następnie usiadłam na ławce. Byłam w jakimś parku. Nagle zauważyłam Skye. Podjechałam do niej i przywitałam się.

- Hejka Skye!

- Cześć!

- Co robisz?

- Właśnie idę spotkać się z Miką i resztą paczki. Chcesz iść ze mną?

- Czemu nie. - i poszłyśmy. Po dotarciu na miejsce przywitałam się z Miką, a ona razem ze Skye przedstawiła mi resztę osób. Zaraz... jednego z nich widziałam wczoraj w Central Parku... Z resztą nie ważne. Było jeszcze trzech chłopaków i jedna dziewczyna. Pierwszy z nich miał na imię Mike. Był wysokim brunetem z fioletowymi oczami. Lekko umięśniony, obracał coś w rękach. Drugi z nich to Marcus. Średnio wysoki blondyn z uśmiechem i wzrokiem, jakby zaraz miał wykonać jakiś kawał. Trzeci z nich to Newt. Wysoki chłopak z czarnymi włosami i morskimi oczami (to właśnie jego wczoraj widziałam). Dziewczyna miała na imię Sophie. Jest ona blondynką o szarych oczach, mniej więcej mojego wzrostu. Wyglądała na skupioną.

- Czy my się już gdzieś nie widzieliśmy? - zapytał morskooki

- Wczoraj w Central Parku.

- A no tak. Czytałaś wtedy książkę.

- Tak - po tej krótkiej wymianie zdań, każdy opowiedział coś o sobie. Dowiedziałam się, że większość osób ma szesnaście lat. Tylko ja i Skye miałyśmy piętnaście. Newt jest bratem niebieskowłosej.

- A skąd to imię Skye? - zapytałam

- W sumie to przezwisko i wzięło się od koloru włosów. Mam takie od urodzenia i Newt zaczął mnie tak przezywać, kiedy miał pięć lat.

Do domu wróciłam koło dziewiętnastej. Po powrocie odrobiłam zadania, a potem była kolacja.

- Za tydzień koniec wakacji - powiedziała nagle moja mama

- I co w związku z tym? - zapytałam

- Trzeba kupić podręczniki i zeszyty. No i mundurek oczywiście.

- Będę chodzić do szkoły???? - odparłam zdziwiona

- Tak. Mnie niestety prawie w ogóle nie będzie w domu, więc Samantha (moja guwernantka) będzie musiała zajmować się domem. Oczywiście nadal będzie cię uczyć, ale w mniejszym stopniu. Poza tym musisz spędzać więcej czasu z rówieśnikami. - powiedziała moja mama, a potem poszła do swojego biura. Ja natomiast poszłam do siebie i zaczęłam sobie wyobrażać jak będzie wyglądało życie w szkole. Nie bardzo przejmowałam się tym, że mamy nie będzie w domu. Nawet jak była to i tak czułam się jakby jej nie było.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz