Rozdział III
Wstałam o ósmej rano,
obudzona zapachem jajek, bekonu i tostów. Wykonałam poranną rutynę i
popędziłam do kuchni. Śniadanie nie tylko pysznie pachniało, ale i
równie dobrze smakowało. Następnie czekało mnie sprawdzenie zadań z
matematyki i angielski z moją guwernantką. Lekcje skończyłyśmy o
trzynastej, a potem miałam czas wolny. Chwyciłam więc swoje wrotki i
poszłam jeździć po mieście. Spędziłam na tym dwie godziny, po czym
zrobiłam się trochę głodna, więc podjechałam do najbliższej budki i
kupiłam sobie hot-doga, następnie usiadłam na ławce. Byłam w jakimś
parku. Nagle zauważyłam Skye. Podjechałam do niej i przywitałam się.
- Hejka Skye!
- Cześć!
- Co robisz?
- Właśnie idę spotkać się z Miką i resztą paczki. Chcesz iść ze mną?
- Czemu nie. - i
poszłyśmy. Po dotarciu na miejsce przywitałam się z Miką, a ona razem ze
Skye przedstawiła mi resztę osób. Zaraz... jednego z nich widziałam
wczoraj w Central Parku... Z resztą nie ważne. Było jeszcze trzech
chłopaków i jedna dziewczyna. Pierwszy z nich miał na imię Mike. Był
wysokim brunetem z fioletowymi oczami. Lekko umięśniony, obracał coś w
rękach. Drugi z nich to Marcus. Średnio wysoki blondyn z uśmiechem i
wzrokiem, jakby zaraz miał wykonać jakiś kawał. Trzeci z nich to Newt.
Wysoki chłopak z czarnymi włosami i morskimi oczami (to właśnie jego
wczoraj widziałam). Dziewczyna miała na imię Sophie. Jest ona blondynką o
szarych oczach, mniej więcej mojego wzrostu. Wyglądała na skupioną.
- Czy my się już gdzieś nie widzieliśmy? - zapytał morskooki
- Wczoraj w Central Parku.
- A no tak. Czytałaś wtedy książkę.
- Tak - po tej krótkiej
wymianie zdań, każdy opowiedział coś o sobie. Dowiedziałam się, że
większość osób ma szesnaście lat. Tylko ja i Skye miałyśmy piętnaście.
Newt jest bratem niebieskowłosej.
- A skąd to imię Skye? - zapytałam
- W sumie to przezwisko i
wzięło się od koloru włosów. Mam takie od urodzenia i Newt zaczął mnie
tak przezywać, kiedy miał pięć lat.
Do domu wróciłam koło dziewiętnastej. Po powrocie odrobiłam zadania, a potem była kolacja.
- Za tydzień koniec wakacji - powiedziała nagle moja mama
- I co w związku z tym? - zapytałam
- Trzeba kupić podręczniki i zeszyty. No i mundurek oczywiście.
- Będę chodzić do szkoły???? - odparłam zdziwiona
- Tak. Mnie niestety
prawie w ogóle nie będzie w domu, więc Samantha (moja guwernantka)
będzie musiała zajmować się domem. Oczywiście nadal będzie cię uczyć,
ale w mniejszym stopniu. Poza tym musisz spędzać więcej czasu z
rówieśnikami. - powiedziała moja mama, a potem poszła do swojego biura.
Ja natomiast poszłam do siebie i zaczęłam sobie wyobrażać jak będzie
wyglądało życie w szkole. Nie bardzo przejmowałam się tym, że mamy nie
będzie w domu. Nawet jak była to i tak czułam się jakby jej nie było.